Dynia na Halloween

Do tej pory nigdy nie obchodziłem Halloween…

Obchodzimy Halloween?

W Polsce tradycja ta jest raczej rzadko obchodzona przez rodziny i próżno szukać na ulicach ozdobionych domów czy drzwi na klatkach schodowych. Btw. chyba przesadzone jest nazywanie tego świętem - chociaż święto duchów brzmi całkiem dobrze. I owszem zdarzają się wyjątki od normy. Takim samym wyjątkiem są czasem poprzebierane dzieci na ulicach zbierające cukierki. Znacznie bardziej popularne są za to imprezy Halloween’owe. Zwłaszcza młodsi ludzie chętnie przebierają się na bal karnawałowy żeby trochę poszaleć w gronie znajomych. Ale w zasadzie to nie o tym chciałem…

Koniec Pumpkin Spice Latte

Dawno, dawno temu…

Ale nie tak dawno! W Starbucks w sprzedaży jak co roku była kawa “Pumpkin Spice Latte”, która wśród kawoszy robi nie małą furorę. Na taką kawkę i ja się skusiłem z moją lubą. Dodam, że była to moja pierwsza degustacja, w dodatku myślę, że moja luba do grona kawoszy się zalicza bezsprzecznie. Jako, że często lubimy sami odtwarzać różne przysmaki, które mieliśmy okazję skosztować na mieście to ten napój trafił na naszą listę “zrób to sam”. Z planami różnie bywa… W efekcie owszem kupiliśmy dynię, ale…

PS. Nie wiem kiedy zabierzemy się za robienie kawki dyniowej, ale ćwiartka mrozi się w zamrażalce do tej pory. I mówię tutaj o ćwiartce dyni, a nie o wódeczce oczywiście 😄 O tym w dalszej historii.

Jak nie robić bulionu? I na co komu pestki?

Leżała chyba z dwa tygodnie czekając, aż ktoś się nią zaopiekuje. I faktycznie na taką operację “DYNIA” trzeba mieć czas, ale to nie jedyny powód osierocenia bidulki na tak długo. Zanim wyluzowałem ją jak kaczkę to wypadałoby przygotować też bulion jako bazę pod krem z dyni - dodam, że do samego wywaru zabierałem się tydzień. W założeniu chciałem osiągnąć na talerzu wiele aromatów i smaków z dominacją “pomarańczowego arbuza”. Skoro uparłem się na bulion i też ciężko było się w czasie zorganizować z gotowaniem to … mój bulion z resztek kury i włoszczyzny nie przetrwał próby czasu. Do tej pory nie wiem czy skisł ze wstydu, że tak długo kazał na siebie czekać, czy może źle go przechowywałem. Koniec końców zupa przeniosła się w czasie o tydzień i nie potrzebowała do tego wehikułu. Już druga próba z bulionem była ostateczna i postawiłem sobie za punkt honoru zrobić to danie!

Ostatecznie ćwiartkę miąższu zamroziłem (na poczet przyszłej kawy), reszta poszła na krem z dyni, który swoją drogą wyszedł nad wyraz dobrze. Specjalnie dokupiłem w Biedronce “kupną” wersję, która wypadła nieporównywalnie gorzej i bynajmniej nie jest to tylko moja opinia. Moja luba była w tym przypadku blind testerem. Słusznie zauważyła, że domowa wersja jest ciemniejsza, bardziej gęsta i ma więcej smaku.

Ale hola, hola! Pesteczek nie wyrzucamy! Jest z nimi trochę zabawy - fakt, trzeba je dobrze oczyścić, wymoczyć, wysuszyć i uprażyć. Ale koniec końców to naprawdę dobra przekąska do piwka. A nawet jeśli piwka nie lubicie to myślę, że będzie to zdrowsza alternatywa dla chipsów. Moja wersja polega na skropieniu oliwą wysuszonych pestek na blaszce i posypaniu ich solą. W trakcie 25 minut wystarczy tylko raz (w połowie) je przemieszać. Oprócz wstępnego przygotowania to kilka minut roboty i voilà!

Ale chwila miało być o Halloween!

Z tej wielkiej operacji na przestrzeni kilku dni wynikło klika rzeczy:

Mojej lubej oraz Baltazarowi bardzo zasmakowały pestki, do tego stopnia, że trzeba zrobić ich więcej! Byłem tym nie ukrywam pozytywnie zaskoczony i sięgając pamięcią mógłbym przysiąc, że do tej pory w głowie słyszę ‘chcesz więcej i więcej’ - tak dokładnie piosenkę ‘Siedem’ od ‘T. Love’.

T. LoveSiedem

Baltazar przywiózł ze swojego ogródka najmniejszą dynię, żeby ubić “pestkowy interes”. Co na pozór brzmi niepozornie, ale zważywszy że chłop ma około dwa metry wzrostu… To i dla niego mała dynia przy tym była wielkości bębna od pralki i ważyła tyle co owczarek niemiecki w sile wieku.

Więcej pestek to i więcej dyni, więc świetnie się składa że nadchodzi Halloween i sezon na dynie trwa w najlepsze! Właśnie z tego powodu narodził się projekt “STRASZNA GĘBA” o czym dalej…

PS. Baltazar to oczywiście nie Baltazar, chociaż zbieżność imion i nazwisk nie jest do końca przypadkowa. 😉

STRASZNA GĘBA

Plan był prosty i tutaj wizualnie jest najwięcej pola do przechwałek. Moja pierwsza rzeźba z dyni. Wybraliśmy z lubą wzorek, po czym wrzuciłem moją ukochaną za sztalugę, znaczy na fotel i marker do płyt CD/DVD w dłoń! Jak zwykle pięknie wszystko narysowała, a ja od razu zabrałem się za machanie skalpelem chirurgicznym. Chyba z pięć godzin nad tym przesiedziałem oglądając jednocześnie z lubą Straszny Film (jedynkę, dwójkę i trójkę do połowy). Bez ran na polu bitwy się nie obyło, musiałem oczywiście się zaciąć w pierwszych 10 minutach, a resztę wykrawałem już w rękawiczce z plastrem na kikucie.

Niniejszym z tego miejsca pragnę podziękować mojemu wydawcy, em … pomysłodawcy, em… Autorowi wzorka, który ukradłem pożyczyłem i wyszedł bardziej niż po prostu super!

PS. Właściciel strasznej gęby w linku na końcu posta. [1]

Jak możecie sami zauważyć, dynia prezentuje się (przynajmniej moim zdaniem) RE-WE-LA-CYJ-NIE! Do tego muszę dołączyć jednak kilka, ale…

  • Taka dyńka w nocy znacznie lepiej prezentuje się na fotografiach niż w rzeczywistości. Zapewne jest to oczywista oczywistość - w końcu robimy zdjęcie żarówce/świeczce. W końcu JACK-O’-LANTERN to nie tylko gra świateł, ale także wyśmiewanie się z diabła.
  • Po 24 godzinach zaczyna wysychać i … kurczyć się niczym wypłata po opodatkowaniu. Niby jeszcze sporo zostało, ale czujesz różnicę.
  • Im dalej głowy Jacusia stoisz tym lepiej ona wygląda!

Polecam każdemu, dużo czasu zajmuje, ale to świetna zabawa. Zdecydowanie bardziej satysfakcjonujące niż zdobienie pisanek na wielkanoc. 😄

Źródła:

Author

Gracjan Grala

Posted on

2021-10-30

Updated on

2021-10-30

Licensed under

Komentarze

Your browser is out-of-date!

Update your browser to view this website correctly.&npsb;Update my browser now

×